Krzyczeć na dzieci - czego się nauczyłam, kiedy przestałam to robić

Krzyczeć na dzieci - czego się nauczyłam, kiedy przestałam to robić
Elena Sanz Martín

Napisane i zweryfikowane przez psycholog Elena Sanz Martín.

Ostatnia aktualizacja: 23 kwietnia, 2018

Czasami ciężar naszego codziennego życia powoduje, że zapominamy o wspaniałej pracy, którą mamy przed sobą jako rodzice, aż w końcu zdarza nam się krzyczeć na dzieci i kłócić się z nimi.

Nie robimy tego ze zmęczenia dziećmi, ale ze zmęczenia wynikającego z niekończących się zadań, które mamy oprócz bycia rodzicem. Mówi się, że bycie rodzicem jest trudnym zadaniem i na pewno jest! Ale może też być najlepszym prezentem na świecie. Dowiedz się, czego się nauczysz, gdy przestaniesz krzyczeć na dzieci.

Czasami jesteśmy tymi, którzy wyznaczają sobie bardzo wysokie cele. Chcemy doskonałych dzieci, które nie podnoszą głosu i nie brudzą ubrań, a także są ciche i witają nas całusem w policzek.

Chcemy, aby dzieci zdobywały dobre oceny, miały idealnie czyste pokoje, czytały całe książki w wieku 6 lat, nie miały potarganych włosów, nigdy nie gubiły swoich zabawek i odrabiały lekcje samodzielnie

Chcemy dzieci, które istnieją tylko w czasopismach!

Śmiech zamiast krzyczeć na dzieci

Zastanówmy się, dlaczego powinniśmy przestać krzyczeć na dzieci:

Perfekcjonizm to wróg dobra

Kiedy przestałam krzyczeć na dzieci, zrozumiałam, że nie muszę być idealną matką. Nie biorę udziału w codziennych zawodach, aby cokolwiek komukolwiek udowodnić.

Zrozumiałam, że moje dzieci wolą mnie, gdy nie jestem doskonała i nie planuję wszystkiego, a zamiast tego jestem bardziej spontaniczna i szczęśliwsza.

Może złożenie ubrań następnego dnia lub umycie naczyń o innej godzinie niż zwykle sprawi, że ​​jestem bardziej ludzką, szczęśliwszą i bardziej zrelaksowaną mamą. Lepszą mamą.

Może mój dom nie wygląda jak okładka magazynu, ale moje dziecko się uśmiecha i to dlatego, że przestałam na nie krzyczeć.

Nie mam i nie chcę doskonałych dzieci

Moje dzieci są doskonale niedoskonałe. Są prawdziwymi dziećmi: rozlewają sok, nie lubią się kąpać, płaczą na wzmiankę o sprzątaniu swoich pokoi, nie lubią warzyw i zawsze proszą o nowe zabawki… Ale jak mogłyby być inne? Przecież są dziećmi!

Kocham je takie, jakie są. Kocham wir śmiechu i niechlujnych pocałunków. Kocham, nawet kiedy czasem są lekkomyślne, ponieważ są spontaniczne; kiedy czasami są zrzędliwe, ponieważ mają swój punkt widzenia na pewne rzeczy; kiedy czasami są kapryśne, ponieważ po prostu chcą być szczęśliwe.

To są moje dzieci: doskonale niedoskonałe, są dziećmi.

Mama całuje dziecko zamiast krzyczeć na dzieci

Jestem mamą, której moje dzieci potrzebują

Jeszcze zanim pojawiły się w moim życiu, miałam już pomysły na to, jak je wychować. Kiedy były już w drodze, zaplanowałam, co zamierzam zrobić w każdej sytuacji. Nie chciałam być nieprzygotowaną matką.

Uznałam, że zamierzam je nauczyć modlitwy i dobrych manier przy stole. Powiedziałem sobie, że nigdy nie dam im fast-foodów i że nauczę je bycia odważnymi, niezależnymi i wspaniałomyślnymi.

Krótko mówiąc, snułam plany dotyczące ludzi, których jeszcze nie spotkałam – wielki błąd!

Wtedy zdałam sobie sprawę, że muszę być matką, której potrzebuje każde z nich, a nie tą, którą planowałam być – czasem stanowczą, innym razem ciepłą; czasem opiekuńczą, a czasem natrętną.

Ponieważ każde dziecko potrzebuje mnie w inny sposób. Ponieważ każde z nich jest inne.

Opinie innych ludzi nie mają znaczenia

Mam bardzo dobrych przyjaciół, z którymi mogę być szczera na temat trudności, jakie czasami mam przy wychowywaniu moich dzieci. Nasza relacja jest obustronna – ja również słucham problemów moich przyjaciół.

Śmiejemy się i martwimy razem, próbujemy rozwiązywać problemy lub ostrzegamy się o tym, co nas czeka. Są moimi partnerami w rodzicielstwie, zaraz po ojcu moich dzieci.

Ale nauczyłam się także, że są pewne słowa i spojrzenia, które nie są konieczne, te od nieszczerych ludzi, którzy udają doskonałość tylko dla zachowania pozorów.

Ich opinie i rady są teraz dla mnie nic niewarte. Myślę, że potrzebują mnie, by mogli się przed kimś pochwalić.

Nauczyłam się motywować siebie zamiast krzyczeć na dzieci

Moje dzieci nauczyły mnie wielu rzeczy. Jedną z nich jest to, że muszę dokładać  wszelkich starań w chwilach, kiedy czuję się wyczerpana. Tak, właśnie tak było. Moje dzieci nauczyły mnie popychać samą siebie, być lepszym człowiekiem, przebaczyć sobie z niezachwianą wiarą w następną szansę.

Nauczyły mnie uświadamiać sobie, że jestem silna i wytrwała, bardziej niż myślałam. Nauczyły mnie skupiać się na moim celu, a nie na przeszkodach, i że mogę to zrobić, nawet jeśli nie będę krzyczeć na dzieci.

Dzisiaj jestem naprawdę lepszą wersją samej siebie. Lepszą niż kiedy się urodziły. Zmieniły mnie i rzuciły mi wyzwanie, bym była lepsza.

Może moje ciało i ciemne sińce pod oczami mówią inaczej, a nawet nie wspomnę o moich paznokciach!

Nie mówię, że nie tęsknię za tym, jak wyglądałam wcześniej, ale nie zamieniłabym tej kobiety, którą dzisiaj jestem na nikogo innego na świecie.

Każdego dnia budzę się z pragnieniem bycia dla nich dobrą matką i niepowstrzymaną siłą, aby móc je wychowywać tak, jak każde z nich potrzebuje, nie po to, aby zaspokoić moje ego.

Prawdę mówiąc, nie kładę się spać każdego wieczoru całkowicie zadowolona z siebie. Czasem jestem zadowolona, a czasem nie. Czasem kładę się spać, czując, że jestem im winna lepszy dzień, więcej uścisków i być może więcej cierpliwości.

W te dni, bardziej niż kiedykolwiek, kładę się spać ze szczerą wiarą, że jutro będę miała nową okazję, aby nie krzyczeć na dzieci.


Wszystkie cytowane źródła zostały gruntownie przeanalizowane przez nasz zespół w celu zapewnienia ich jakości, wiarygodności, aktualności i ważności. Bibliografia tego artykułu została uznana za wiarygodną i dokładną pod względem naukowym lub akademickim.



Ten tekst jest oferowany wyłącznie w celach informacyjnych i nie zastępuje konsultacji z profesjonalistą. W przypadku wątpliwości skonsultuj się ze swoim specjalistą.